Przejdź do treści Przejdź do menu
piątek, 26 kwietnia 2024 napisz DONOS@

Zmarł łomżyński muzyk Marek Kamiński

W piątek wieczorem zmarł Marek Kamiński. Przeżył zaledwie 42 lata, przez trzy ostatnie walczył z ciężką chorobą. Pozostawił żonę i dwójkę dzieci. W Łomży i nie tylko znany był jako basista zespołów Bohort i Mechanica, jednego z najlepszych tribute bandów legendarnej Metalliki. Ostatni koncert zagrał 23. listopada ubiegłego roku, kiedy Mechanica wystąpiła w MDK-DŚT przed grupą Bright Ophidia, a we wtorek 29. stycznia rodzina i przyjaciele odprowadzą Go w ostatnią drogę. – Wszyscy wiedzieliśmy, że Marek tam się szykuje, mówił, że jest coraz słabszy, ale nie sądziliśmy, że nastąpi to tak szybko... – mówi Krzysztof Jodłowski, gitarzysta Mechaniki.

– W czasach szkoły podstawowej chodziłem na osiedle do kolegów grać w piłkę i tam poznałem Marka – wspomina Piotr Owczarzak. – Wołali na niego Shilton, bo zazwyczaj stał na „bramie”. Dopiero w szkole średniej ta znajomość bardziej się zacieśniła, bo byliśmy w tej samej klasie.
– Ja znałem Marka od podstawówki – dodaje Adam Kwiatkowski, gitarzysta Mechaniki. – Był starszy, ale byliśmy kumplami z osiedla, bo mieszkaliśmy w sąsiednich blokach. Wtedy też zaczęła się nasza wspólna fascynacja muzyką, szczególnie zespołem Metallica. Marek bardzo ich lubił, kilka razy jeździł na ich koncerty, jak występowali w Polsce. 
Jak wspominają przyjaciele, muzyka nie była jedyną pasją  Marka Kamińskiego, bo miał różnorodne zainteresowania i nie lubił ograniczać się tylko do jednej sfery, poszukując ciągle czegoś nowego również w dziedzinie literatury czy filmu, był też fanem specyficznego, angielskiego humoru kabaretowej grupy Monty Pythona. 
– Marek uwielbiał też książki i komiksy – mówi Piotr Owczarzak. – Był fanem Sapkowskiego czy twórczości Enki Bilala, ale i gier komputerowych w tej tematyce. Za dawnych lat, kiedy czas tak nie gonił, spotykaliśmy się u Marka, gdzie godzinami mogliśmy rozprawiać o książkach. Lubił fantastykę w różnej postaci. To dzięki Markowi poznałem „Wiedźmina” czy „Trylogię husycką”. Wpadaliśmy też do siebie po książki. Zawsze coś tam wygrzebał, a ja u niego. Marek zawsze był jajcarz, miał te swoje zabawne prowokacyjne riposty, co prowadziło czasami do podbramkowych sytuacji, kiedy podpity rozmówca nie do końca łapał żart i trzeba było szybko znaleźć temat zastępczy, żeby sytuacja nie wymknęła się spod kontroli... Wynikało to też z tego, że uwielbialiśmy Monty Pythona i często uskutecznialiśmy takie gadki, na pograniczu prowokacji i dobrego smaku.
Miał też swój rytuał powrotów z miasta. Może robił to dla jaj, nie wiem. Kiedy szliśmy na miasto z osiedla wszystko przebiegało bez zakłóceń, ale powrót mógł trwać wieczność, bo obowiązkowym punktem była wizyta w fast foodzie, którego to wyrób konsumowany był z nabożeństwem godnym francuskich frykasów, a przystanki w tym celu wytyczone były przez ławki, które akurat spotkaliśmy po drodze. To było za starych, dobrych czasów szkoły średniej.

Od fana do muzyka
Z czasem Marek Kamiński coraz bardziej interesował się muzyką. Grał na gitarze, a kiedy w roku 2013 dołączył do dwóch kolegów Adama Kwiatkowskiego i Krzysztofa Jodłowskiego, równie jak on zafascynowanych Metalliką, w nowo powstałym zespole Mechanica zaczął grać na basie. 
– Z gitary przerzucił się na bas – opowiada Adam Kwiatkowski. – Instrument dostał w prezencie od brata i nauczył się na nim grać sam, od podstaw, zaczynając od zera. 
– Marek był filarem tego zespołu – podkreśla Jan Yaniu Górski, wirtuoz gitary, muzyk zespołów The BL Blues Band oraz RY. – Razem z Tomkiem Kruszewskim tworzyli perfekcyjną, bardzo zgraną sekcję – byli prawdziwym sercem zespołu. Podejrzewam, że chłopakom będzie teraz bardzo trudno Go zastąpić, bo nie tylko świetnie grał, ale był też prawdziwym pasjonatem takiej muzyki. 
Marek Kamiński świetnie odnalazł się również w grupie Bohort, grającej nowoczesny metal: pełen mocy, ale też nieszablonowych rozwiązań aranżacyjnych i efektownych solówek, realizującej się wyłącznie w autorskim repertuarze. – To była już podróż do zupełnie innego, muzycznego świata, tworzenie na miarę swoich możliwości w całkowicie odmiennej stylistyce – podkreśla Adam Kwiatkowski. – Inny styl, inna charakterystyka, nawet brzmienie – specjalnie kupił pięciostrunowy bas, żeby brzmieć niżej niż w Mechanice.
Pomimo choroby Marek Kamiński nie zrezygnował z grania. Jak wspominają jego przyjaciele tylko raz, kiedy był bardzo osłabiony po kolejnej chemioterapii, musieli odwołać koncert przed Luxtorpedą na „Motosercu”. W każdej innej sytuacji Marek był zawsze do ich dyspozycji, regularnie pojawiał się na próbach, koncertował w wielu miejscach w Polsce, uczestniczył też w organizacji trzech edycji zespołowego „Mechanica Fest”.
– Podziwialiśmy go – mówi Adam Kwiatkowski. – Wiedział, że to śmiertelna choroba, ale nie poddawał się. Dokupił kolejną gitarę, kaczkę (efekt gitarowy – red.), na urodziny dostał od rodziny wzmacniacz, bo oni bardzo go wspierali, wiedzieli, ile muzyka dla niego znaczy. 
– Z każdym tygodniem było jednak coraz gorzej – dodaje Krzysztof Jodłowski. – Marek mówił nam, że może być ciężko, bo nie ma siły, więc żebyśmy czegoś większego nie planowali... Koncert z Bright Ophidia  w listopadzie był dla większości z nas ostatnim dniem, kiedy widzieliśmy Marka. W styczniu zrezygnował już z dalszego grania, z powodu pogarszającego się stanu zdrowia – był coraz słabszy, nawet przejście z pokoju do pokoju stwarzało mu problemy. Jego śmierć to dla nas ogromna strata, bo był nie tylko naszym kumplem z zespołu, ale też przyjacielem, a do tego człowiekiem, który nigdy nie powiedział nikomu złego słowa, bardzo pozytywnie i przyjaźnie nastawionym do ludzi.
Ja również zapamiętam Marka jako niezwykle pogodnego człowieka z poczuciem humoru, z pasją mówiącego o muzyce. Będę pamiętać jego radość po spotkaniu z Boguszem Rutkiewiczem, basistą Turbo, jednym z jego mistrzów, czy wspólny wyjazd do Warszawy na koncert zespołu Ceti Grzegorza Kupczyka, gdzie miał okazję podziwiać grę i show innego wirtuoza Tomasza Targosza.
– Ja nie potrafiłbym tak szaleć na scenie, wolę koncentrować się na graniu – mówił wtedy. Kiedy rozmawialiśmy ostatnio cieszył się bardzo na koncert Non Iron z legendarnym basistą Henrykiem Tomczakiem w składzie. Już tego nie doczekał – zmarł, gdy zespół grał w MDK-DŚT...

Wojciech Chamryk

Pożegnać się z Markiem Kamińskim będzie można podczas wystawienia Jego ciała w Domu Pogrzebowym „Marczyk” przy ul. Przykoszarowej 22B: w poniedziałek 28. stycznia od godziny 16:00 oraz we wtorek 29. stycznia od godziny 9:00. Pogrzebowa msza święta odbędzie się we wtorek 29. stycznia o godzinie 11:00 w kaplicy pod wezwaniem św. Józefa, po czym odbędzie się ceremonia pogrzebowa na cmentarzu przy ul. Przykoszarowej.


 
Zobacz także
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę