Jakim cudem udało im się przegrać
– Bycie urzędującym prezydentem dużego miasta stanowiło w tych wyborach olbrzymi handicap – mówił Rzeczpospolitej dr Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem niewygranie wyborów w takich warunkach było prawdziwą sztuką, a jednak niektórym włodarzom, w tym prezydentowi Łomży, ta sztuka się udała.
Jak tłumaczy politolog bycie prezydentem miasta ustawiało na pozycji faworytów w walce o fotel.
- Byli bardziej rozpoznawalni od konkurentów, mieli szeroki dostęp do mediów i mogli pochwalić się wieloma inwestycjami współfinansowanymi przez Unię – wylicza na łamach Rzeczpospolitej Biskup.
Gazeta podaje, że w wyborach samorządowych 2010 roku polegli prezydent Bydgoszczy Konstanty Dombrowicz (rządzący miastem od 2002 r), prezydent Elbląga Henryk Słonina (rządził od 1998 r.) prezydent Piły Zbigniew Kosmatka (rządził od 12 lat), prezydenta Chorzowa Marek Kopla, (rządził od 1991 r.), prezydent Płocka Mirosław Milewski (rządził od 8 lat). W tej grupie znalazł się także także prezydent Łomży. Jak pisze „Rzeczpospolita” poniósł „prawdziwą klęskę(...) w pierwszej turze wyborów zdobył zaledwie 12 proc. głosów.”
Zdaniem gazety ta porażka „może to mieć związek z tym, że w 2009 r. prokuratura przedstawiła mu zarzuty dotyczące przestępstw urzędniczych”.
- Prezydenci z zarzutami często w tych wyborach mieli problemy. Ryszard Zembaczyński w Opolu i Jacek Karnowski w Sopocie co prawda ostatecznie wygrali. Ale minimalnie. – Te przegrane to sygnał dla innych, wieloletnich prezydentów, że są oceniani za pracę i nic nie jest im dane na zawsze – podkreśla na łamach „Rzeczpospolitej” politolog dr. Tomasz Słupik z Uniwersytetu Śląskiego.