Miałem dzisiaj przegenialną sytuacje na Alei Józefa Piłsudzkiego. Jechałem rowerem ulicą Konstytucji 3 maja i wjechałem na Aleje Józefa Piłsudzkiego jadąc w kierunku Szosy Zambrowskiej. Po przejechaniu ronda usłyszałem syreny i tada... policjanci. "Ciekawe co zrobiłem". Otóż powodem zatrzymania było to, że po DRUGIEJ STRONIE ULICY BYŁA ŚCIEŻKA ROWEROWA I TO PO NIEJ POWINIENEM JECHAĆ. Nie obchodziło ich to, że wyjeżdżałem z ulicy przy której ścieżki rowerowej nie ma (zresztą przy niewielu ulicach jest....). Oczywiście grozi za to mandat 50 zł (za przepisową jazde po ulicy). Dla mnie to absurd. Jeżeli już wymagać od rowerzystów jazdy po ścieżkach, to niech one będą WSZĘDZIE. A ja mam teraz jeździć slalomem? Ullica - ścieżka - ulica - ścieżka. I szukać wzrokiem jakichś malutkich ścieżek co bym mandatu nie złapał?
Więcej ścieżek rowerowych i problemu nie będzie. I jeszcze żeby nauczyć pieszych że jak na chodniku jest narysowany rower to tam się nie chodzi....
PS. Mandat ostatecznie nie został mi przyznany, dostałem tzw "upomnienie"