Wczoraj zdałamegzamin w Łomży i stwierdzam, że bez choćby godzinnej jazdy po mieście nie jest łatwo zdać. Szanse osób, które wcześniej nie jeździły po tym mieście oceniam na 10%. Powody:
*Bardzo dużo stromych wzniesień,
*masa rond, ale nie są one trudne
*Bardzo dużo tirów, koleiny
*Piesi są rozpieszczeni przez kursantów, i lazą na drogę jak święte krowy..
*Dużo ślepych uliczek, bardzo dużo stopów i ulic jednokierunkowych, które zmieniają się na dwukierunkowe;
*ulice są wąskie i łatwo najechać na linie ciągłe
Różnica między Warszawą jest następująca:
*obowiązuje parkowanie prostopadłe po lewej stronie, czyli idą na rękę kursantom
*bardzo zwracają uwagę na to, żeby przy parkowaniu samochód zmieścił się w liniach, nie ważne, czy jest dobrze czy źle zaparkowany. Ja miałam dobrze zaparkowany samochód, równo i miejsca po obu stronach wystarczająco, ale musiałam powtarzać, bo lienie wyznaczały miejsce inaczej.
*nie trzeba się tak śpieszyć, w Warszawie trzeba jechać 50 a jak nie, to opieparzają. Tu 40 spokojnie wystarczy, tym bardziej, że wszędzie są ograniczenia prędkości.
*Wszyscy najpierw zdają plac, potem po kolei na miasto. Wywołują alfabetycznie, dlatego z nazwiskiem na Z to trochę trwa.
Zdałam dzięki temu, że rano wykupiłam sobie dwie godziny z instruktorem przed egzaminem. Radzę tak zrobić wszystkim, którzy nie znają miasta, bo jest tam trochę pułapek. Silnik mi gasł chyba 5 razy i egzaminator mi to darował, choć groził. Podejście o wiele bardziej pro-kursanckie niż w Warszawie. Atmosfera jest OK, polecenia wydawane jasno z dużym wyprzedzeniem, jest czas na przemyślenie manewrów.
Rada dla robiących kurs w Warszawie na skodzie: weźcie sobie ze 3 godziny na fiacie grande punto, bo różnica, choć nie dramatyczna, robi różnicę, szczególnie jeśli chodzi o to, jak łapie sprzęgło. Mi między innymi przez nie gasł samochód.
Powodzenia!