Jerzy Hoffman: „Potrzebowałem zawsze szerokiego ekranu”
W tydzień po swoich 83. urodzinach zawitał do Łomży wybitny polski reżyser Jerzy Hoffman, który po 40 latach od premiery swego pięciogodzinnego „Potopu” przedstawił „Potop Redivivus”, czyli odnowioną, odmłodzoną i skróconą do trzech godzin adaptację jednej z trzech części Trylogii Henryka Sienkiewicza, której tomami jako chłopiec zaczytywał się na zesłaniu na Syberię... Łomża przywitała go w Centrum Kultury szczerym „Sto lat!” i zaszczytem pozostawienia śladu na wieki: wzruszony artysta pozostawił miastu odcisk dłoni, który pojawi się w ekspozycji na Starym Rynku. W Restauracji Na Farnej rozmawiał z Jerzym Hoffmanem dla 4lomza.pl Mirosław R. Derewońko.
Dzień Jerzego Hoffmana w Łomży wypełniony był pracowicie spotkaniami z władzami miasta, m.in., prezydentem Mariuszem Chrzanowskim i wiceprezydent Agnieszką Muzyk. Obojgu musiało być zapewne niezwykle przykro, że w liczącej około 350 miejsc sali Centrum Kultury zjawiło się zaledwie około 70 osób, chcących zobaczyć na dużym ekranie pierwszy w polskiej kinematografii film panoramiczny z 1974 r. - Postać, o której można by mówić w nieskończoność – prezentowała wyjątkowego gościa Karolina Skłodowska, dostrzegając, że dorobkiem twórczym Hoffmana można by obdzielić kilka reżyserów.
Towarzyszyli mu dwaj kaskaderzy z jego produkcji: Lech Adamowski i Adam Wojcik, co poczytywać sobie możemy za powód do mini dumy, z Łomży. - Jerzy Hoffman namalował najpiękniejsze karty polskiego kina, pozostawiając niezatarty sentyment za Andrzejem Kmicicem i „małym rycerzem” - panem Wołodyjowskim, zagranymi mistrzowsko przez: Daniela Olbrychskiego i Tadeusza Łomnickiego. - „Potop Redivivus” zrealizowałem po to, aby poznały go całe pokolenia, które nie miały szans zobaczyć tego filmu na ekranie – tłumaczy reżyser opowieści waleczno-miłosnej „ku pokrzepieniu serc” z czasów potopu szwedzkiego z polowy XVII w. Zamiar ten powiódł się znakomicie: takiej przejrzystości obrazu i intensywności koloru nie spodziewali się widzowie, oglądając z zapartym tchem perypetie na ekranie, świetną grę aktorów, rozległe i dzikie pejzaże, staropolskie, stroje, urodę staropolskich wnętrz i niezwykłych, niespotykanych w naszej dobie rekwizytów, muzealno-skansenowych. Do tego wartkie dialogi i tempo akcji jak w XXI w. - Gdy kończyłem lat 40, urzędowaliśmy z Lechem Adamowskim we wsi Wyszenki pod Kijowem... – wspominał lata młodości reżyser również „Trędowatej” i „Znachora”. - Czas jest nieubłagany. Lech Adamowski to jeden z niewielu weteranów, którzy na tych polanach toczyli walki na śmierć i życie.
Reżyser „Potopu” symbolicznie odcisnął prawą dłoń w kwadratowym kasetonie gipsu, jaki posłuży rzeźbiarzowi z Zambrowa Michałowi Selerowskiemu za prolog ekspozycji na miarę... Los Angeles?
Mirosław R. Derewońko