Codziennie przejeżdżam przez remontowany odcinek ul. Zawadzkiej i codziennie nadziwić się nie mogę...
Budowy w takim syfie i bałaganie prowadzono chyba na początku lat 90-tych. Potem większość wykonawców zaczęła dostrzegać, że liczy się nie tylko efekt końcowy prac, ważny jest również porządek na terenie budowy oraz dołożenie starań, aby uciążliwość prowadzonych prac była możliwie najmniejsza dla okolicznych mieszkańców.
Cóż widzimy na remontowanym odcinku ul. Zawadzkiej? Taplających się do kolan w błocie budowlańców, totalny syf i wszechogarniający bałagan; niszczenie tego, co do remontu nie jest przewidziane przy okazji prowadzonych prac. Rozwożone błoto i glina po całym osiedlu, przez wyjeżdżające samochody wykonawcy.
Mycie kół przed opuszczeniem placu budowy? Panie, daj pan spokój, to Łomża a nie Paryż...
Układanie specjalnych pokryw w miejscach, gdzie wykonane są przepusty przez drogę, po której nadal jeżdżą auta, aby nie niszczyć samochodów? A po co... Posypie się wiadro żwiru, ugniecie nogą i też będzie ok... Są dziury do kolana? Przecież my, budowlańcy, nie jeździmy po nich, to co nas to obchodzi...
Jakieś przytomne składowanie materiałów i towarów? Czepiasz się pan...
Gdzie się podziali miejscy inspektorzy Wydziału Budownictwa, tak aktywni w przypadku prywatnych budów? Wszak zawsze są tak skorzy do napominania w sprawie porządku na placu budowy, tak szybcy w nakładaniu kar za najmniejszy bałagan...
Gdzie jest przedstawiciel zamawiającego (w tym wypadku jest nim Urząd Miasta), który powinien pewnych spraw, także tych związanych z porządkiem na budowie, wymagać od wykonawcy?
No, ale gdy zamawiający zacznie wymagać od wykonawcy tego czy owego, to może później się okazać, że nie będzie wystawnego bankietu po przecięciu wstęgi i darmowej wyżerki w „Labirynice”, bo wykonawca się obrazi za postawione wymagania...
Państwo odpowiedzialni za taki stan rzeczy: nie czujecie odrobiny wstydu i zażenowania?