wtorek, 28 maja 2024 napisz DONOS@
Forum ogólne

 Nowy temat  |  Spis tematów  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Zaloguj   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
Uwaga na ofertę pracy firmy ,, Skarbiec'' w ogłoszeniech

Z pamiętnika klientki firmy "dobra pożyczka"
04.11.2007
Ewę zrobili w balona. Wstydzi się jak diabli. No, bo jak to?! Ją?! Bystrą bizneswoman?!

Zaczęło się od tego, że potrzebowała trochę kasy. Przeczytała reklamę Polskiej Korporacji Finansowej "Skarbiec". Miało być szybko i bez formalności. Słowem: "Dobra pożyczka". Tak się reklamowali. A tu masz! Lada dzień minie dziewięć miesięcy, odkąd młoda łodzianka poprosiła o udzielenie pożyczki. Ile dostała? Kupę papierów i figę z makiem. Ile straciła? Tysiąc złotych. O nerwach to nawet szkoda gadać.

Poprosiła, byśmy nie publikowali jej prawdziwych danych. Do zdjęcia też nie chce pozować. - A gdyby pani dała się zrobić w konia, chciałaby pani, żeby wszyscy wkoło o tym wiedzieli? - pyta.

Dodaje, że zgłosiła się do redakcji tylko po to, by ostrzec innych. I zaczyna swoją opowieść:

Początek lutego
Potrzebuję gotówki. Kombinuję, skąd ją wziąć. Banki odpadają. Początkującą bizneswoman odprawiają tam z kwitkiem. Trafiam na reklamę "Skarbca". Jest! Tego mi trzeba! Oferują pożyczki najszybciej i bezproblemowo. Czego chcieć więcej?! Liczę się z tym, że warunki udzielenia pożyczki mogą być mniej korzystne niż w banku. No, ale skoro działają pod hasłem "Dobra pożyczka", to nieźle się zaczyna.

Dziewiąty, może dziesiąty lutego
Idę do łódzkiej placówki przy ul. Sterlinga 27/29. Wizyta przebiega bardzo sprawnie i profesjonalnie. Zostaję sprawdzona na wszystkie sposoby. Odpowiadam na tysiąc pytań. Uff! Mówią, że kwalifikuję się do otrzymania 20 tys. zł pożyczki. Dostaję umowę i plik dokumentów do wypełnienia. Informują mnie, że mam możliwość wycofania się z umowy w ciągu dziesięciu dni.

Przez kilka kolejnych dni
W domu skrzętnie analizuję umowę. Wychwytuję kilka istotnych spraw, o których mi nie powiedziano. Po pierwsze: aby dostać pożyczkę, muszę najpierw wpłacić tysiąc złotych. To podobno opłata przygotowawcza. Dziwi mnie to trochę, bo przecież nie po to pożycza się pieniądze, by najpierw coś wpłacać. Po drugie: firma "dobra pożyczka" pożyczkę ma wypłacać w transzach. I znów szok! Bo po co mi pożyczka wypłacana w ratach?!

Połowa lutego
Składam firmie "dobra pożyczka" następną wizytę. Elegancko ubrany pan uspokaja mnie, że przecież to nie jest żaden problem, bo jeżeli zgłoszę, że chcę dostać w jednej transzy, to dostanę w jednej. Wypisuję więc dokumenty. Szukam żyrantów. Żyranci wypełniają swoje. Czym prędzej zawożę dokumenty do "dobrych". Na miejscu dowiaduję się, że umowę mogę podpisać tylko z jednym panem, bo reszta nie może nic podpisywać. Wracam z kwitkiem.

Dziewiętnasty (i kolejne dni) lutego
Tym razem umówiłam się z właściwym panem. Zostawiam dokumenty, wpłacam pieniądze i czekam na pożyczkę. Dowiaduję się, że musi minąć dziesięć dni, bo takie są przepisy. Czekam więc. Potem wizytę u "dobrych" muszą odbyć żyranci. I znów czekam.

Przedwiośnie
Moją sprawę z Łodzi przekazują do Gdańska. Tam jest główna siedziba "dobrych" i od tej pory oni zajmują się wszystkim. Jeszcze nie wiem, co to znaczy "wszystkim", bo przecież dla mnie sprawa jest zakończona - podpisałam dokumenty, wpłaciłam pieniądze, przywlekłam żyrantów. Powinnam dostać pożyczkę. Od pana w Łodzi dowiaduję się jednak, że umowę jeszcze raz musi sprawdzić Gdańsk, mimo że łódzcy "dobrzy" już sprawdzili, zakwalifikowali żyrantów, a ja wpłaciłam 1000 zł. Czekam tydzień, dwa, trzy…

Koniec marca
Dostaję informację, że jeden z żyrantów ma niewystarczające dochody - zarabia o 100 zł za mało. "Jak to?!" - myślę. Dzwonię. Lecę do pana od przyjmowania wniosków. Dowiaduję się, że jeśli tak napisali, muszę przyprowadzić nowego żyranta. Siedziba może wszystko zanegować, nawet jeśli dla łódzkich "dobrych" było OK. Robię awanturę, bo nie rozumiem, czy "dobrzy" w Łodzi i ich siedziba w Gdańsku to dwie różne firmy. Mam już ochotę to wszystko rzucić, ale przecież wpłaciłam 1000 zł. Nie stać mnie, żeby tak zostawić sprawę.

Wkrótce
Przychodzi niespodziewana pomoc. Mojemu żyrantowi wzrasta emerytura. Liczę. Wychodzi na to, że teraz wystarczy. Lecę do "dobrych". Każą wysłać informację o żyrancie faksem, więc wysyłam. Znów czekam tydzień, dwa, trzy…

Zbliża się długi weekend
Nie wytrzymuję. Dzwonię do Gdańska. Mam cztery numery. Nikt nie odbiera. Przez trzy godziny telefon jest zajęty. W końcu odbiera jakaś pani. Pytam o swoją sprawę, ale mówi, że w sprawie żyrantów właściwy jest inny numer. Proszę, żeby połączyła. Odmawia. Odkłada słuchawkę. Następnego dnia to samo. Po dwóch godzinach ktoś odbiera. Dowiaduję się, że jeżeli chodzi o moją sprawę, to w komputerze "nic się nie świeci". Oznacza to, że żadna decyzja w mojej sprawie nie zapadła. Rozmówca się rozłącza. Krzyczę: "Ratunku" i lecę do "dobrych". Tam słyszę, że to niemożliwe. Pan sam próbuje sprawdzić, o co chodzi. Raz, drugi, trzeci. Tłumaczy, że jest rzesza klientów i mała liczba pracowników. Tak, czy inaczej, minęły już dwa miesiące, a pożyczki brak.

Przez następne trzy dni
Dzwonię. W komputerze wciąż nic się nie świeci. Lecę do "dobrych". Pana, z którym załatwiałam sprawę, już nie ma. Podobno dostał awans. Rozmawiam z jakąś panią (widocznie też awansowała, bo poza przyjmowaniem wniosków może je też podpisywać). Stara się pomóc. Mówi, że zadzwoni do kierowniczki i dowie się, gdzie utknęła moja sprawa. Próbuje raz, drugi, trzeci. Sama nie może się dodzwonić. Każe przyjść za trzy dni.

Czekam więc trzy dni
Lecę na umówione spotkanie. Dowiaduję się, że, niestety, pani kierownik wyjechała, a dopóki nie wróci, niczego się nie dowiem. Jestem załamana, ale czekam. Przecież wpłaciłam 1000 zł. Dzwonię do Gdańska. Jest! Pali się w komputerze. Pytam, jaka jest decyzja. Pani nie może nic powiedzieć poza tym, że decyzja jest. Czekam na list polecony. Długo. Dwa tygodnie.

Połowa maja
Przychodzi list. Gdańsk prosi o przesłanie dokumentów dotyczących żyrantów. Lecę do "dobrych". Pytam, o co chodzi. Przecież jeden został zaakceptowany przez "dobrych" i Gdańsk, a drugiemu wzrosły dochody. Dowiaduję się, że być może okazało się, iż żyranci zarabiają za dużo (!!). Nic z tego nie rozumiem. Tłumaczą mi jednak, że według tych z Gdańska, jak ktoś ma wysokie dochody, to zawsze ma coś na sumieniu i sam pozaciągał mnóstwo pożyczek, których nie spłaca. Spełniam warunek. Rozsyłam prośbę o udostępnienie dokumentów dotyczących żyrantów. Wiąże się to z dodatkowymi kosztami. I czasem oczywiście.

Mijają dwa tygodnie
Dostaję dokumenty. Odsyłam je do Gdańska.

Czekam przez tydzień
Dzwonię. Dowiaduję się, że w komputerze "nic się nie pali".

Czekam drugi tydzień
Nadal "nic się nie pali".

Mijają trzy dni
Dzwonię. "Dobrzy" nic nie wiedzą, bo ich zalało.

Znów czekam przez tydzień
W komputerze nadal "nic się nie pali". Dostaję szału. Lecę do "dobrych". Miła pani widzi, że zaraz wybuchnę. Pisze przy mnie przez gadu-gadu do Gdańska. Dostaję dobrą wiadomość. List polecony wyślą do mnie najpóźniej za tydzień.

Za dwa tygodnie
Najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Dostaję akceptację - dwa krótkie zdania i nic więcej. Lecę do dobrych podać numer konta. Tam studzą mój zapał. Mam czekać na umowę z rozpisanymi ratami. Taka procedura…

Przez kolejne dwa tygodnie
Czekam bez stresu (bo przecież mam akceptację). Potem dzwonię do siedziby firmy. Mówią, że w komputerze "nic się nie pali". Lecę do "dobrych". Miła pani obiecuje kliknąć do kierowniczki.

Mija tydzień
Dzwonię. Nie miała czasu kliknąć.

Dwa tygodnie później
Dzwonię. Niczego się nie dowiem, bo kierowniczka wyjechała na Dominikanę. Upewniam się jeszcze raz, czy pożyczka na pewno będzie wypłacona w jednej transzy. Dowiaduję się, że to niemożliwe. Podobno dużo ludzi przestało spłacać pożyczki i Gdańsk nie ma pieniędzy. Tak więc - mimo zapewnień i mojej pisemnej prośby - pożyczki nie dostanę w jednej transzy. O ile w ogóle dostanę. Zresztą nie ma się co dziwić. Dominikana też kosztuje…

Czekam na powrót kierowniczki
Dzwonię do Gdańska. Niestety, w komputerze "nic się nie pali". Lecę do "dobrych". Miła pani obiecuje kliknąć do pani kierownik. Dowiaduję się, że wysyłają mi właśnie pismo z rozpisanymi ratami. Minęło już jednak kilka tygodni od otrzymania akceptacji przyznania pożyczki, a ja nic nie dostałam. W komputerze nadal "nic się nie pali". Ja już nie mam siły odwiedzać "dobrych" ani wydzwaniać do nich po kilkanaście razy dziennie.

Początek września
"Dobrzy" dzwonią do mnie. Nie kryję pretensji. Mówią - tłumacząc na łagodną wersję - że mogę im skoczyć. Odpowiadam, że wciąż czekam na pismo z rozpisanymi ratami. Słyszę: "Jak się pilnuje, tak się ma". Mówię więc, że wydzwaniałam do nich po kilkanaście razy dziennie i można to sprawdzić w billingach. Słyszę: "Niech nam pani udowodni, że dzwoniła w sprawie pożyczki, a nie z pozdrowieniami". Puszczają mi nerwy. Czuję się bezradna. Nikt nie lubi przyznawać się, że jest robiony w balona, ale podejmuję decyzję. Kontaktuję się z redakcją "Dziennika Łódzkiego". Nawet jeśli nie pomogą, to może chociaż ostrzegą innych.

Osiemnasty października
Dostaję list polecony. O dziwo, wysłany dokładnie w dniu, w którym redakcja rozmawiała z "dobrymi" o mojej sprawie. W liście są dwa egzemplarze umowy. Po co kolejna umowa?! Zresztą co to za umowa?! Nie ma na niej podpisu nikogo od "dobrych". Za to mnie każą się podpisać, podać numer konta i oba egzemplarze odesłać z powrotem. Znowu zostanę z niczym. Wiem tylko tyle, że 20 tysięcy dostanę w czterech transzach (o ile w ogóle). Raty mam zacząć spłacać już po otrzymaniu pierwszej transzy. Jak spóźnię się ze spłatą, mogę zapomnieć o kolejnych transzach. Aha, a na razie muszę czekać.


* * * * *

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał praktyki PKF "Skarbiec" za niezgodne z prawem.

Próbowaliśmy uzyskać komentarz pracowników gdańskiej centrali "Skarbca". Poprosili o przesłanie pytań e-mailem. Niestety, w umówionym terminie nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Nie po raz pierwszy zresztą. O nagannych praktykach Polskiej Korporacji Finansowej "Skarbiec" pisaliśmy także w ubiegłym roku. Wówczas pracownicy "Skarbca" poprosili o przesłanie pytań w formie listownej. Obiecali udzielenie odpowiedzi w ciągu 14 dni. List polecony wysłaliśmy 24 marca 2006 roku. Wciąż czekamy na odpowiedź…



Odpowiedz na tę wiadomość
 Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 


 Logowanie użytkownika
 Imię (nazwa) użytkownika:
 Hasło:
 Pamiętaj mnie:
   
Nie masz konta? - Zarejestruj się
 Nie pamiętasz hasła?
Podaj Twój e-mail albo nazwę użytkownika poniżej a nowe hasło zostanie wysłane na e-mail skojarzony z Twoim profilem.


Posty, których jedynym celem jest kopiowanie artykułów prasowych lub reklama - będą kasowane

Ogłoszenia płatne


Formatowanie tekstu
Za treść wpisów odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.
phorum.org