MPWiK szuka źródła skażenia i zamawia zewnętrzną firmę
„Znaleźliśmy miejsce skażenia” - ogłosił prezes MPWiK-u Maciej Borysewicz podczas poniedziałkowej konferencji na skrzyżowaniu ulicy Dwornej z Sikorskiego. „To jest to miejsce dokładnie, to jest ten hydrant”. Po kilku dniach „walki” z bakterią, na pomoc Łomża zamawia zewnętrzną firmę z Nowej Soli.
Od kilku dni Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Łomży próbuje opanować rozprzestrzeniającą się po wodociągu miejskim bakterię z grupy coli. Z zapewnień wynika, że udało się ją zamknąć w centrum miasta i dalsze dzielnice nie są zagrożone. Nie mniej od piątku na ulicy Dwornej, a od niedzieli na ulicy Stacha Konwy i Wojska Polskiego (od Ronda Kościuszki do Polowej), woda nie nadaje się do spożycia.

Dość szybko po wykryciu bakterii pojawiły się pierwsze przypuszczenia co do przyczyny skażenia. Była mowa o szkołach katolickich, o sabotażu i o pożarach. „Nie jesteśmy w stanie w 100% tego potwierdzić. Potrzebujemy informacji od osób biegłych w tym temacie” - mówił w poniedziałek 14 lipca prezes Maciej Borysewicz. Zresztą konferencja, która miała się odbyć przed ostatnio spalonym budynkiem, ostatecznie odbyła się przy skrzyżowaniu Dwornej z Sikorskiego nad studzienką, która wg ostatnich przypuszczeń ma odpowiadać za skażenie. MPWiK do pomocy ściąga firmę Aquaclean z Nowej Soli, która przy pomocy swojej technologii ma wyczyścić instalację w tej części Łomży. „To czyszczenie hydropneumatyczne, sól, chlor, woda, powietrze. Duże urządzenie podjeżdża 1 km dalej pod hydrant, tak jakby wstrzykuje powietrze, sól, chlor w sieć wodociągową, i odległym hydrantem wyrzuca zalegające w instalacji osady, brudy, zanieczyszczenia.” - tłumaczył Kierownik Zakładu Sieci MPWiK-u Karol Miśkiewicz. Prace mają ruszyć jeszcze dziś i potrwać przez około tydzień – zapewniali przedstawiciele miejskiej spółki.
Wg najnowszych ustaleń skażenie zaczęło się na skrzyżowaniu ulic Sikorskiego i Dwornej i z tego punktu bakteria się rozprzestrzenia – tłumaczył Karol Miśkiewicz.
W chwili obecnej, by zabić bakterię, do tego hydrantu specjalne urządzenie - chlorator wpuszcza chlor.
Wiceprezydent Łomży Piotr Serdyński zapewniał, że „sytuacja, z którą mamy do czynienia, nie jest wynikiem pracy, działania MPWiK-u. To jest coś, z czym MPWiK musi się zmierzyć, czynnik zewnętrzny, który wpłynął na pogorszenie stanu wody”. Chwalił pracowników miejskich spółek i zakładów za oddaną pracę przy awarii. „Nikt nie pyta o porę, o godzinę. Każdy jest w stałej gotowości i jak tylko jest telefon, każdy zgłasza się do spółki”.
Trudno nie odnieść wrażenia, że tak szybkie tj. w ciągu 4 miesięcy ponowne pojawienie się bakterii, wprawiło w osłupienie władze spółki i miasta. Podczas pierwszej konferencji słyszeliśmy o jakimś problemie w Katoliku, a nawet sabotażu. W czasie napięcia międzynarodowego wygodna formuła, tyle tylko, że należy ją udowodnić. Bez dowodu to wspomaganie narracji rosyjskiej budującej w społeczeństwie strach przed wszechmocnym sąsiadem. Kolejna konferencja i kolejny winny – pożary domów. Teoretycznie wywód mógł mieć sens, ale … trzeba to jeszcze udowodnić. Od razu nasuwa si pytanie o inne pożary, które takich problemów nie inicjowały. Chyba, że wyniki jakości wody były ukrywane. Od razu widać, że grząskie pole, dlatego podczas dzisiejszej konferencji prezes z tej logiki lekko się wycofał. „My to łączymy z tego względu, że nam pasuje do tezy łatwo”. Przyznał jednak, że doszukiwanie się wyjaśnienia pod tezę było ryzykowne. Być może zerwanie ulicy Dwornej i dokopanie się do infrastruktury, definitywnie potwierdzi najnowsze przypuszczenie o źródle skażenia. Oby.
Pytany przez dziennikarza 4lomza.pl prezes MPWiK-u próbował tłumaczyć dlaczego nie zadziałał chlor. Po marcowym skażeniu wprowadzono w Łomży chlorowanie wody. Zapewniano nas - mieszkańców, że to konieczne i pozwoli uniknąć kolejnych bakterii w wodociągu. „Dawka chloru, która znajdowała się w tym miejscu, od kiedy pojawiła się bakteria, było 0,06-0,08. To jest minimalna dawka. Mogła ta dawka nie zadziałać – przyznawał Maciej Borysewicz. - Wczoraj Państwo z Sanepidu uświadomili nas, że dawka chloru w powiązaniu z Ph wody w danym mieście ma wpływ na działanie i jakość tego działania. Im większe Ph, powyżej 7, tym mniejsza skuteczność chloru. W Łomży Ph jest 7,5 – 7,6 więc by chlor działał, dawka musi być zbliżona do maksymalnej z rozporządzenia, co będzie wpływało na jakość i odbiór tej wody, czyli na mętność, smak i barwę” - tłumaczył prezes. Wynika z tego, że dawka była za mała i co gorsza, nie było świadomości jak to działa. W tej sytuacji chlor należałoby traktować jako przyprawę smakową do wody, niż jej odkażanie. Trudno wykluczyć, że nieodpowiednia dawka chloru mogła być efektem nacisków z różnych stron. Łomża chwali się, że ma wodę ze studni głębinowych, ale mieszkańcom smakuje jakby brała z rzeki. Coś trzeba z tym zrobić.
„Trzeba się będzie zdecydować, o czym mówiłem władzom miasta, czy utrzymujemy chlorowanie na przyszłość, czy rezygnujemy, ale możemy być narażeni na takie sytuacje” - podsumował Maciej Borysewicz.
By łagodzić skutki skażenia, do zakończenia sprawy, codziennie 14:00 – 17.00 MPWiK będzie wydawał wodę butelkowaną na parkingu przy Wiejskiej/ Wojska polskiego/Nowogrodzkiej. Apelował, by po wodę przychodziły osoby ze skażonego terenu. „Nikomu tej wody nie żałujemy”. Mówił jednak, że w niedzielę po wodę przyjeżdżali nawet mieszkańcy okolicznych gmin i brali po kilka zgrzewek. „To nie jest darmowe wydawanie wody, tylko ratowanie sytuacji” - przypominał. Prosił także, by do MPWiK-u zgłaszać osoby starsze, niepełnosprawne, które same nie mogą pobrać wody. „My dowieziemy wodę bezpośrednio do mieszkańców”.
W najbliższą środę o godzinie 10:00 skażeniem w łomżyńskim wodociągu na wniosek klubów: Przyjaznej Łomży i Koalicji Obywatelskiej na nadzwyczajnej sesji zajmą się radni. Dwie godziny później o tym samym problemie będzie dyskutować Rada Nadzorcza spółki. Przypomnijmy, prezes Maciej Borysewicz oddał się do dyspozycji prezydenta Łomży, a RN jest organem, który wolę prezydenta może wprowadzić w życie.