Woda rozeszła się jak "świeże bułeczki"
„Wczoraj do drugiej w nocy gotowałam wodę i czekałam, aż mi się ostudzi, by chociaż naczynia pozmywać” - opowiada mieszkanka z ul. Bernatowicza, która z trzema 1,5 litrowymi butelkami wody odchodzi od stoiska MPWiK-u ustawionego na parkingu przy ul. Wiejskiej i Wojska Polskiego w Łomży. To kolejne działanie związane z wykryciem bakterii z grupy coli w łomżyńskim wodociągu.
W czwartek 10. lipca Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji poinformowało o pojawieniu się bakterii z grupy coli w łomżyńskim wodociągu. Od tego czasu miejska spółka zapewnia, że walczy z bakterią i intensywnie pracuje, by mieszkańcom zapewnić odpowiedniej jakości wodę. W piątek na ulicy Dwornej i Polowej pojawiły się zbiorniki z wodą, a w niedzielę rozdawano wodę butelkowaną.
Już przed godziną 12. na parkingu przy ul. Wiejskiej i Wojska Polskiego, przy rozstawianym namiocie MPWiK, ustawiała się kolejka po wodę. Pracownicy miejskiej spółki, nie pytając o lokalizację mieszkania, każdemu chętnemu wydawali wodę w butelkach 1.5 litrowych. Do wyboru była woda gazowana, niegazowa i lekko gazowana. Z czasem dowożono także 5-litrowe baniaki z niegazowaną. Zakupiono 11 palet 1,5 litrowej wody (5544szt) i 190 baniaków 5-litrowych by w kryzysowej sytuacji zareagować. Butelki wydawano cały czas, i jak zapewnia prezes Maciej Borysewicz, na poniedziałek przewidziane są kolejne dostawy i woda nadal będzie wydawana mieszkańcom. O wydawaniu wody zdecydowano w sobotę wieczorem, podczas spotkania sztabu kryzysowego.
„To wszystko są działania prewencyjne. Chciałbym, aby nie siać paniki, z tego względu, że to nie jest bakteria coli tylko z grupy coli. To jest bakteria, która jest bardzo słabo szkodliwa dla organizmu. Może być. ale w dużych, ogromnych ilościach. U nas te ilości przekraczają normy z rozporządzenia, natomiast nie zagraża to bezpośrednio życiu i zdrowiu ludzkiemu. Przy spożyciu takiej wody w ogromnych ilościach może być biegunka, czy wymioty” - tłumaczy prezes MPWiK Maciej Borysewicz. „Tylko na ulicy Dwornej, na dzień dzisiejszy, pod żadnym pozorem nie należy spożywać wody z kranu, ani do mycia, ani do kąpieli. Na pozostałym obszarze woda zdatna jest do wszystkiego, tylko na wskazanych w komunikacie ulicach do spożycia po przegotowaniu”.
Mieszkańcy w różnym wieku co chwilę podchodzą do namiotu by wziąć kilka butelek wody. Jedni pakują w torebki, inni do bagażników samochodów. Są tacy, którzy wodę do mycia biorą ze zbiornika ustawionego niedaleko orlika.
„Wczoraj wieczorem się dowiedziałam. - mówi mieszkanka ulicy Wiejskiej, która bierze wodę do mycia - dostałam wiadomość od córki. W rozmowie dopytuje od kiedy jest ta bakteria, bo przyznaje, że w piątek miała bóle w okolicach jelit. „Nie wiedziałam co mi jest. Cały dzień źle się czułam, nawet byłam u lekarza, bo i ciśnienie mi skoczyło. W sobotę mi się poprawiło i jak się dowiedziałam, to zaczęłam wyparzać naczynia na wodę”. Seniorka narzeka na słabą jej zdaniem informację. „Dziś dzwoniłam do znajomej na Wiejskiej i ona ciągle nie miała o niczym pojęcia” - tłumaczy. Panie pytane jaki sposób byłby dla nich najlepszy, bez wahania odpowiedziały, że Alert RCB. „Alerty pogodowe czytam, np. gorąco będzie, jakby to było coś nienormalnego, a tu zagrożenie takie i cisza” - podsumowała.
Inna mieszkanka z ulicy Bernatowicza, by umyć naczynia, do drugiej w nocy najpierw gotowała wodę, a później czekała, aby ta woda ostygła. Także ona zastanawia się, czy nie za często w Łomży mamy do czynienia ze skażoną wodą? Chwaliła za to pomysł rozdawania wody butelkowej, ponieważ wczoraj w dwóch dużych sklepach w tym rejonie miała się skończyć woda w baniakach.
Prezes MPWiK zapewnia, że spółka robi wszystko, by jak najszybciej przywrócić jakość wody do zgodnej z normami. Między innymi dlatego na rondzie Kościuszki ustawiono chlorator, który przyśpiesza chlorowanie. Chodzi o to, że chlor podawany jest na ujęciach. Zanim dojdzie z ujęć do sieci, mija dzień, dwa, trzy. Chlorator po uruchomieniu w miejscu podłączenia podnosi stężenie tego środka, który zabija bakterie. Jak wyjaśnia prezes Borysewicz, największe stężenie bakterii jest właśnie w tej okolicy. „Ta bakteria spływa w dół ze starej części miasta na Nowogrodzką i Wojska Polskiego do końcówki sieci. My ją gonimy, wypłukujemy. Na skrzyżowaniu Polowa/Wojska Polskiego jest jej największe stężenie”.
Prezes zachęca do śledzenia komunikatów. Zapewnia, że to nie jest trująca bakteria, czy też epidemia. „To rzecz, która w wodociągach się zdarza. Nie chcemy tego, ale to jest po prostu pech. Znamy przyczynę i tym podzielimy się juto podczas konferencji”. Jego zdaniem takie skażenia wpisane są w tę działalność i czasem mogą się wydarzać. Tych co nie wierzą odsyła do internetu i relacji z wielu miast, które mierzą się z podobnymi problemami.