Dobry sąsiad to luksus, a sąsiedzi to skarb
„W obecnej dobie globalizacji wszyscy jesteśmy sąsiadami” - mówi doktor Emilian Kudyba, który 20 lat temu zainicjował sąsiedzkie spotkania na Osiedlu Maria. Sąsiedzi z ulicy Sosnowej „własnym sumptem”, energią i radością hołdują zasadzie, że lepszy sąsiad za miedzą niż brat za granicą. Choć tych z zagranicy, także nie brakuje.
Sąsiedztwo to coś więcej niż fizyczna bliskość mieszkań czy działek. To cicha nić łącząca codzienność ludzi żyjących obok siebie, widywanych przy windzie, na klatce schodowej, czy osiedlowym sklepie. Bliscy sąsiedzi potrafią stać się niemal rodziną i w czasie potrzeby podadzą sól, podleją kwiaty podczas urlopu, czy przywitają uśmiechem w trudniejszy dzień. Sąsiedzi tworzą klimat ulicy, osiedla, wioski czy bloku. Wnoszą różnorodność, budują wspólnotę szerszą niż tylko najbliższe drzwi. Wzajemna życzliwość, zrozumienie i szacunek budują przestrzeń, w której chce się żyć. Nawet krótkie „dzień dobry” czy uprzejme skinienie głową może tworzyć poczucie bezpieczeństwa i wspólnoty.
W 2006 roku doktor Emilian Kudyba na swojej działce po raz pierwszy zorganizował Europejski Dzień Sąsiada. Idea wspólnego świętowania na tyle przyjęła się na Osiedlu Maria, że w kolejnym roku spotkanie odbyło się na sąsiedniej, znacznie większej działce. „Żyjemy dobrze po sąsiedzku, znamy się, a organizujemy ten Europejski Dzień Sąsiada, żeby poznać się lepiej, wiedzieć co kogo boli” - mówi Antoni Rafałowski, na którego działce od 19. lat spotykają się sąsiedzi.
Inicjatorem świętowania był społecznik i animator nie tylko łomżyńskiego życia doktor Kudyba, ale „moi sąsiedzi podłapali ten pomysł i wspierają go i pomagają. Zadania są podzielone, każdy ma swój udział i jest współorganizatorem” - podkreśla z uśmiechem. W czasach, kiedy zwykła pomoc czy życzliwość dla wielu osób musi łączyć się z realizacją jakiegoś projektu dofinansowanego z funduszy unijnych, miejskich czy rządowych, ta oddolna inicjatywa opiera się na własnych zasobach. „Nawet odmówiliśmy finansowania zewnętrznego - przyznaje doktor Kudyba o budżecie obywatelskim – bo chcemy to robić u siebie, na swoim terenie i na swoich prawach”.
Osoby, pary zmierzające się na Sosnową 53, w rękach niosą talerze, blachy czy koszyki pełne przygotowanych przez siebie frykasów. Każdy gotuje co ma i stawia na wspólnym stole. Wszystko wygląda przepysznie, choć gospodarz obszernej i malowniczej działki Antoni Rafałowski zachęca do spróbowania przygotowanych przez niego flaków.
Wspólne biesiadowanie rozpoczyna się powitaniem gości, wystąpieniami, które płynnie przechodzą w rozmowy i wspólne zabawy. „Spotykanie się przy stole jest bardzo ważne – mówi ojciec Jan Bońkowski. - Nie chodzi o jedzenie, ale większy kontakt. Wzajemne opowieści, często o tematach z pozoru błahych, zbliżają i łączą ludzi. Właściwie nie chodzi o temat, a o rozmowę, o powód i pretekst. Niezależnie od poglądów sympatii politycznych, umieć się pogodzić, przemyśleć pewne rzeczy, a to może otworzyć nam drogę wzajemnego – sąsiedzkiego zrozumienia”.
Doktor Emilian Kudyba szacuje, że w ciągu 20 lat przez ten Europejski Dzień Sąsiadów przewinęło się około 2000 osób z 32 krajów. Czasem przyjeżdżają do rodziny, innym razem znajomi specjalnie ta to spotkanie. W sobotę 5 lipca 2025 roku - jak mówi - są z Nowego Jorku w Stanach Zjednoczonych i z Ukrainy.
"Wiemy, że w naszej lokalnej społeczności panuje różnorodność, ale ta różnorodność jest nasza siłą. Różnimy się wiekiem, zainteresowaniami, poglądami, ale łączy nas chęć tworzenia przyjaznego i bezpiecznego miejsca do życia”. Doktor przyznaje, że zdarzają się przypadki odmowy przyjścia na to radosne, sąsiedzkie święto. „Ich cechy charakteru, niechęć do publicznego pokazywania się i izolowanie się sprawiają, że odmawiają przyjścia”.
Sąsiedztwo to także wsparcie. Antoni Rafałowski hołduje zasadzie, że lepszy sąsiad za miedzą niż brat za granica, dlatego jak mówi, może liczyć na sąsiadów, a sąsiedzi na niego. Młodzi, nowi, którzy pojawiają się w okolicy, są nieznani i ten Europejski Dzień Sąsiada ma pomóc w wzajemnym poznaniu się i otwarciu na siebie.
Z głośników cały czas płynie muzyka, i po pewnym czasie trawnik i chodnik zapełnia się tańczącymi parami. „Tu się świetnie wszyscy bawią. Bywało, że impreza trwała do rana” - przyznaje Pan Antoni.
W dzisiejszym zabieganym, wyostrzającym różnice i stawiającym granice świecie warto pamiętać, że dobre sąsiedztwo to nie luksus, lecz wartość – relacja oparta na prostych gestach, które sprawiają, że czujemy się „u siebie”. Bo łatwiej żyje się tam, gdzie ludzie nie są sobie obcy.