Przejdź do treści Przejdź do menu
czwartek, 28 marca 2024 napisz DONOS@
Z Agnieszką Fatygą, sopranistką, gwiazdą koncertu Łomżyńskiej Orkiestry Kameralnej „Od opery do afery” rozmawia Mirosław Robert Derewońko

Operowa aferzystka w buszu

Główne zdjęcie
Agnieszka Fatyga

„Cywil na scenie”, czyli ktoś, kto nie musiał zagrać z orkiestrą godzinnego recitalu bez nut, z pamięci, a do tego zaczarować publiczność, nie wyobraża sobie, jaka jest odpowiedzialność instrumentalisty. Skala trudności jest największa z wszystkich zawodów, jakie przerobiłam. Jestem aktorką, śpiewaczką, piosenkarką, człowiekiem kabaretu i estrady, komponuję i piszę, ale obciążenie psychiczne jest takie, że z wygodnictwa wybrałam śpiew.

– Trochę szkoda, że „Agnieszka dzisiaj już tutaj nie mieszka”.
– Cóż, mieszkam w Warszawie, lecz prawie jak w domu spało mi się w hotelu w Piątnicy. Miła obsługa, dobra kuchnia. Niestety, po koncercie z Łomżyńską Orkiestrą Kameralną wyjeżdżam na kolejne zaproszenia. Jutro mam koncert w Słupsku, więc nie mogę nocować w Łomży, bardzo żałuję.

– Z łomżyńskimi muzykami pod batutą Jana Miłosza Zarzyckiego występowała Pani rok temu w koncercie kolędowym.
– Bardzo ciepło wspominam ten „debiut” z dyrektorem Zarzyckim, ale naprawdę po raz pierwszy wystąpiłam z ŁOK jakieś osiem lat temu, kiedy prowadził ją jeszcze dyrektor Tadeusz Chachaj, który nawet niektore z kolęd specjalnie zaaranżował.

– Nosi Pani tzw. nazwisko znaczące, z czego chętnie użytek czynili i czynią komediopisarze i satyrycy.
– Na szczęście, od kiedy byłam dzieckiem i tak jest aż do tej pory, nie sprawiało mi ono kłopotów, chociaż i fatyga, i Fatyga to wysiłek, poświęcenie i zmęczenie przez lata pracy scenicznej i estradowej. Na szczęście - owocne i satysfakcjonujące.

– Od dawna „fatyguje się” Pani dla słuchaczy na świecie?
– Od czwartego roku uczyłam się gry na fortepianie. Przeszłam dwunastolatkę pianistyczną, a kiedy zdawałam do konserwatorium, zdając jednocześnie do szkoły teatralnej, dostałam się od razu na drugi rok. Nie byłam słabą pianistką.

– A śpiewaczką w Łomży podczas czwartkowego koncertu 26 stycznia 2006 – znakomitą!
– „Cywil na scenie”, czyli ktoś, kto nie musiał zagrać z orkiestrą godzinnego recitalu bez nut, z pamięci, a do tego zaczarować publiczność, nie wyobraża sobie, jaka jest odpowiedzialność instrumentalisty. Skala trudności jest największa z wszystkich zawodów, jakie przerobiłam. Jestem aktorką, śpiewaczką, piosenkarką, człowiekiem kabaretu i estrady, pianistką wierzącą niepraktykującą, komponuję i piszę teksty, ale obciążenie psychiczne jest takie, że z wygodnictwa wybrałam śpiew.

– Nie ciągnęło Pani, jak tylu aktorów, do polityki?
– Ciągnęło i ciągnie, dlatego za to swoje wycierpiałam. Mam taką konstytucję, że jestem zawsze w kontrze do panujących prądów. A te prądy się zmieniały i zmieniają.

- Jaki prąd teraz panuje?
- Trudno stwierdzić, żeby był jasny. Teraz prądu właściwie nie ma, bo władzy w głowach trochę się bełta.

– W Łomży doszło do afery z Panią w roli głównej!
– Teraz jest moda na afery, moje są tylko muzyczne i kabaretowe. Występuję z repertuarem klasycznym. Staram się zachować dyscyplinę, konwencje i techniki wykonawcze, ale ubarwiam je żartami, nowymi tekstami, dodaję lekki pastisz, aby było weselej. Po prostu bawimy się formą. Na przykład śpiewam partie Gildy z opery "Rigoletto" Giuseppe Verdiego, bardzo trudną, karkołomną partię koloraturową. Zapraszam na scenę pana z widowni, śpiewam tę arię i jednoczesnie z nim rozmawiam, bo mam długie pauzy, opowiadam dowcipy i biorę te wszystkie górne dźwięki.

– Kolejna afera: orkiestra gra koncert pod hasłem kotka, który wlazł na płotek.
– A zaczęła się od wiązanki wersji muzycznych popularnej piosenki, które opracował wybitny i lubiany dyrygent Henryk Czyż. Do tego dodałam własną wiązankę kabaretową parodii. Pokazuję, jak „kotka” zaśpiewałyby inne wspaniałe gwiazdy nie tylko polskiej estrady: Ewa Demarczyk, Hania Banaszak, Krysia Sienkiewicz i Maria Callas, a nawet... Józef Oleksy. To przyzna pan, że to afera! Wokalna! wokalna!

– Wśród pań, które Pani parodiuje, brak tej która z Łomży pochodzi i którą Łomża się szczyci: Hanki Bielickiej...
– Bardzo cenię Panią Hanię, ale nigdy nie miałam przyjemności współpracować z nią przy koncercie. Nie miałam okazji przypatrzeć się bliżej, jaka jest od kulis. Z Krysią Sienkiewicz byłam na koncertach w Ameryce i mogłam poznać ją także jako koleżankę, stąd zreszta wziął się ten pomysł. Ponadto Pani Hanka głównie "trajluje" i „trajkoce”, a nie śpiewa.

- Wybrała pani do parodii głónie kobiety.
- To są moje idolki! Jestem fanką wszystkich osób, które cytuję, ale zwłaszcza pań. A w ogóle to jestem fanką swojej płci...

- Nie dość że aferzystka, to jeszcze szowinistka?!
- Szowinistka, jeśli chodzi o sztukę i sympatie artystyczne. Lubię poezję kobiecą, kobiecą literaturę, artystki na scenie i preferuję skrzypaczki. Mnie dyskryminacja wprawdzie nie dotyczy, bo mało który facet śpiewa sopranem, ale instrumentalistów to dotyka. Wchodzi para spodni i już jest dobrze, już jest lepiej niż jak wchodzi spódnica.

- Bo mężczyźni są podgatunkiem ludzkości...?
- Nie, tak bym nie powiedziała.

- To do czego właściwie są oni potrzebni?
- No, niech Pan nie mówi, że jeszcze nie wie! Miałam w życiu momenty przełomowe, ale najbardziej istotnym było dla mnie kilkanaście lat temu urodzenie dziecka. Nie było łatwo, bo przedtem mialam próby, niestety, nieudane. To mnie nauczyło wielkiego szacunku fdo tego cudu, jakim jest życie i w ogóle do spraw pozornie najprostszych, a tak naprwdę najważniejszych i fundamentalnych. Poznałam prawdę, że najbardziej człowieka uczą trudności i cierpienia. Orientują go w przestrzeni ludzkiej i Kosmosie. Kiedyś przyjechałam do publiczności "piwnej" z repertuarem, którego się ona nie spodziewała, a nawet mnie się nie spodziewała, dzięki czemu jestem osobnikiem niezwykle zahartowanym, jeśli chodzi o praktykę estradową.

– Na scenie podczas koncertu "Od opery do afery" jest Pani w iście szampańskim nastroju. Była Pani na balu karnawalowym w tym roku?
– Karnawał w całej pełni, więc byłam - pracowałam na dwóch balach. Taki mam zawód, że nie ciągnie mnie już za bardzo do zabaw. Tańce to mnie wręcz śmieszą trochę, dlatego że... Ach, to temat na dłuższy wykład, a nie wywiad dla 4lomza.pl. Natomiast bardzo lubię patrzeć, jak inni tańczą, zwłaszcza gdy tańczą pięknie.

- W miarę upływu lat woli Pani ruchy opanowane i figury dystyngowane, świadczące o kulturze, a nie o powrocie do prymitywnych korzeni ludzkości?
- Wszystko zależy od muzyki, zależy, jakie są rytmy. Kiedy zagrają same bębny afrykańskie, tracę „sznyt” klasyczny i budzi się we mnie kobieta buszu.

– Dziękuję za rozmowę.


(Wywiad nieautoryzowany, przeprowadzony w przerwie próby w foyer sali widowiskowej Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego przy ul. Nowej 2 w Łomży 26 stycznia 2006 r.)

 
Zobacz także
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę