Chamskie napisy na ścianach w Łomży kontra murale
Profesor Rafał Roskowiński kończy ze studentkami malarstwa tworzenie wielobarwnego muralu na parterowym pasie budynku od strony parkingu, w sąsiedztwie muzeum przy ulicy Giełczyńskiej w Łomży. Dekoracyjna scena przedstawia 12 postaci mieszkańców Łomży, jak w 1418 r. witają 12-konny orszak księcia Janusza I Mazowieckiego, który nadał 600 lat temu osadzie na wzgórzu nad Narwią prawa miejskie. Po przeciwnej stronie ulicy na murze ogrodzenia pałacu biskupiego czarną farbą koślawo namalowany napis wulgarnymi słowami na „k” i „j”. - To prymitywny wandalizm w centrum przynajmniej 600-letniej łomżyńskiej starówki – komentuje ze smutkiem ceniony w Polsce malarz muralista. - Niszczenie ogrodzenia obiektu zabytkowego i sakralnego powinno być ukarane.
Z powodu konieczności wyjazdu jednej z artystek zmienił się harmonogram prac przy muralu obok muzeum: w czwartek Grupa RoskoArt przenosi się na ul. Polową 35, gdzie zacznie się szkicowanie postaci muralu z Leonem Kaliwodą i zakochaną w 20-letnim żołnierzu dziewczyną, tj. na pamiątkę odzyskania Niepodległości w 1918 r. i ich tragicznej miłości. W piątek artyści wrócą do ukończenia sceny nadawania praw miejskich Łomży przez władcę Mazowsza, ale czy do tego czasu ktoś zajmie się usunięciem chamskiego napisu z kościelnego muru? Zdaniem profesora, należałoby zmyć napis ze słowami na „k” i na „j” wodą pod ciśnieniem, skoro projektant muru zaplanował tam szary tynk, lecz szybsza i mniej pracochłonna byłaby farba w tym samym kolorze. - Malowanie tak wulgarnych zdań na murze obiektu zabytkowego, sakralnego, i to w centrum miasta, powinno być ścigane przez policję i przykładnie ukarane, finansowo przez odmalowanie ściany, ale może być odśnieżanie zimą w tym miejscu rok, dwa czy dziesięć – kontynuuje Rafał Roskowiński, precyzyjnie domalowując małym pędzelkiem fragmenty sukni dam i rynsztunku rycerzy z początku XV w. - Napis na murze w ruchliwym miejscu blisko Katedry wygląda fatalnie, nie ma stylu, charakteru, jakby malował to ktoś pijany albo naćpany. Takie bezmyślne bazgroły i gryzmoły wprowadzają w przestrzeń miejską niepotrzebny chaos estetyczny, mentalny, moralny, kulturowy. To wygląda fatalnie i działa fatalnie.
W krytycznym i bardziej niechętnym wandalom tonie wypowiadają się też łomżyniacy, podziwiając artystyczny mural Grupy RoskoArt w przeciwstawieniu do anonimowego mazidła z naprzeciwka. - Ja tego nie akceptuję, bo zajmuję się rzeczami pięknymi – tłumaczy artysta, przyjmując pochwały przechodniów. Kilku proponuje, żeby pod muralem rosły krzewy ozdobne i trawnik, a nie chwasty.
Oby brud słowny na ścianach nie przyćmił radości
Po prawej stronie, idąc parkingiem w kierunku kościoła Panien Benedyktynek, odsłania się „mural” sprzed około 11-nastu lat: na czerwonym tle kilka różnych graffiti w stylu writing. Skomplikowany układ liter przypomina skłębione wężowisko, kilkupoziomowy labirynt, siatkę przenikających się kaskad, ulic i wiaduktów. Tworzą swoisty kod, w którym trudno rozpoznać znaki, jakby specjalnie projektowane do skrycia tajemniczego imienia twórcy bądź innego sensu: miasta, zespołu, ksywki? Nie epatują chamstwem ani agresją, są oddalone od głównego traktu, technologicznie o wiele lepiej przemyślane i wykonane, dlatego zyskują aprobatę artysty. Ingerencja graficiarzy w przestrzenną tkankę miasta nie jest prostacka, brzydka czy agresywna – próbuje wypierać brzydotę starego muru.
Brzydkich, prymitywnych i niepotrzebnych myślącym ludziom napisów w okolicach i w centrum wielkiego jubileuszu jest więcej, na przykład, na długim murze klasztoru Sióstr Benedyktynek od ulicy Dwornej w kierunku placu Niepodległości. Literowiec HWDP i „J...ć faszystowskie świnie” konkurują ze zdaniem ostrzeżenia „Nacjonalizm to choroba” z muru po przeciwnej stronie alejki z wysokimi drzewami, wyłożonej kamieniami polnymi. Gdyby ktoś o rozległą działkę chociaż trochę zadbał i odświeżył mur klasztorny, miejsce nie wyglądałoby tak jak z dzielnicy slumsów w Indiach.
Na przygotowania jubileuszu 600-lecia w połowie czerwca jest miesiąc: do radosnego świętowania mieszkańców Łomży warto by dodać ulgę dla oczu, żeby brud słowny na ścianach nie ćmił umysłu.
Mirosław R. Derewońko