„Dżihad kontra Mc Świat?” pod lupą w Łomży
- W globalnym świecie o wojnach, zamachach i przemocy bardzo często myślimy w kategoriach konfliktu cywilizacyjnego – zachęcał do dyskusji Kamil Kamiński z Fundacji Ocalenie, prowadząc panel z okazji Łomżyńskiego Tygodnia Edukacji Globalnej w PWSIiP. - Myślimy, że muzułmanie toczą „arabskie” wojny na Bliskim Wschodzie i w Afryce, bo walczą z cywilizacją chrześcijańską... Z takim poglądem nie zgodziło się czworo zaproszonych do panelu dyskusyjnego gości rodem z krajów ogarniętych krwawymi konfliktami, a mieszkających obecnie w Polsce: Amina Wahab – Sudanka, Satsita Khumaidova – Czeczenka, Mustapha Benzerga – Algierczyk oraz Feras Daboul – Syryjczyk. - Terroryzm to nie muzułmanie, ani chrześcijanie – skwitował Mustapha Benzerga. - To polityczna gra, która toczy się i będzie się toczyła, aby zmobilizować cały świat i opinię publiczną.
Każdy z gości z Azji i Afryki przedstawił własną wersję rozmaitych dramatów wojennych w swojej ojczyźnie, ażeby przybliżyć Polakom konflikty etniczne, religijne i polityczne z odległych o kilka tysięcy kilometrów stron. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że kilku- czy nawet kilkunastominutowe i dużo dłuższe przemowy nie wystarczą, aby wyjaśnić odległą topograficznie i w czasie historię tych krajów bez znajomości ich historii, tak tragicznie odciskającej się do dziś na losach milionów ludzi. Przerażonych ryzykiem nagłej śmierci ludzi, którzy – jak paneliści – uciekają z życiem do Europy...
Amina Wahab z Sudanu podkreśliła, że zakończona w największym kraju Afryki wojna domowa trwała około 50 lat, że zginęło w niej dwa miliony ludzi, że cztery miliony musiało uciekać. - To nie jest wojna między chrześcijaństwem a islamem – stwierdziła Sudanka. - Nikt w Sudanie nie zna odpowiedzi, dlaczego jest wojna w Darfurze, pięć razy większym niż Francja i Niemcy razem. Nie chcę, aby moja religia islamska była wmieszana w politykę. W Darfurze, gdzie jest ropa i bogactwa mineralne nie ma infrastruktury, szpitali, szkół, a rebelianci mają najnowszą broń na świecie. Skąd? Al-Kaida została utworzona przez Stany Zjednoczone, a Osama ben Laden to był partner Ameryki, aby walczyć z Rosją w Afganistanie. Ja jestem muzułmanką i w życiu bym nikogo nie zabiła. W moim kraju chrześcijanie też zabijają ludzi, ale nie z powodów religijnych, tylko mają inne korzyści.
Satsita Khumaidova zaznaczyła, że wojny w jej ojczyźnie to bolesny temat. Opowiadała o nocnych bombardowaniach w 1994 r. w Czeczenii. Myślała początkowo, że to związane z ropą naftową i bogactwami naturalnymi. Opowiadała, jak w w XIX wieku Czeczeni walczyli o niepodległość z rosyjskim caratem, jak co trzeci Czeczen został zabity. Przywołała rok 1918, gdy Czeczeni myśleli, że wreszcie będą niepodlegli, a w 1924 r. stracili złudzenia. Jej rodaków także nie ominęły deportacje na Syberię do Kazachstanu. - Dziś myślę, że broń może być najgorszym narzędziem, którym można uzyskać niepodległość – oceniła Satsita. - Musimy się uczyć żyć w pokoju, nie bać się innych ludzi.
Mustapha Benzerga stwierdził z dumą, że będąca kolonią francuską od 1830 r. Algieria po ponad 130 latach wywalczyła w „trudnej i ciężkiej rewolucji” wolność. Chwalił Polaków za stworzenie sobie związku Solidarność. - W latach 80-tych Polska mądrze wymknęła się z tego, z czego my nie umieliśmy wymknąć, kiedy wybuchła wojna bogacze kontra biedni – porównał sytuację w kraju nad Wisłą z Algierią w latach 90-tych. - U nas cwany rząd bogaty kraj z minerałami doprowadził do ruiny. Rządzi jedna partia, brakuje wolności słowa i fałszywa jest demokracja. Dalej rządzą ci sami.
Feras Daboul przypomniał, że Syria to „serce Bliskiego Wschodu”, gdzie krzyżują się od pięciu tysięcy lat szlaki komunikacyjne i handlowe: z Egiptu i Kaukazu do Azji, a z Azji do Europy. Syria była na mapie wielobarwną siatką etniczną i religijną, utkaną z odmiennych tradycji i kultur, lecz – jego zdaniem – znaną z obyczajów dobrego sąsiedztwa. Przyczyny ostatnich nieludzkich wydarzeń w swoim kraju objaśnił jako rezultat solidarności Syryjczyków z narodami, które obalały dyktatury na Bliskim Wschodzie. Epicentrum zaczęło się od młodzieży z Tara, wypisującej na murach hasła przeciwko reżimowi – aresztowania i torturowanie grafficiarzy wzbudziły protesty, które rozlały się po kraju, reżim zablokował media, społeczność internetowa FB, YT nie istniały. Na splądrowanych, zniszczonych domach pojawiały się napisy typu „Twój Bóg upadnie, ale reżim – nigdy”. Frustracja i wściekłość ułatwiła manipulowanie emocjami tłumu, a „handlarze religią” potrzebowali wsparcia z zewnątrz i otrzymali je od alawitów, kontrolujących ekonomię, gospodarkę i armię Syrii. - W tym konflikcie teraz już nie ma tylko dobrych „dobrych” i tylko złych „złych” - podsumował Syryjczyk. - Jestem chrześcijaninem i wychowałem się wśród muzułmanów. Nie mieliśmy takich problemów...
Mirosław R. Derewońko