Łomżyniak chodzi o kulach, a wzbija się pod niebo!
Mała wieś Chrcynno leży 45 kilometrów na północ od Warszawy w gminie Nasielsk (województwo mazowieckie). Poniemieckie lotnisko w pobliżu wioski współcześnie należy do znanego Aeroklubu Warszawskiego i używane jest jako lądowisko z dwiema trawiastymi drogami startowymi. Na jednej z nich stanął odważnie Jarosław Kaja (lat 33) z Łomży, który sam postanowił sprawdzić na własnej skórze, jak to jest wzbić się wysoko w powietrze i zostać... skoczkiem spadochronowym!
We wtorek stwierdził, że przeżyje coś wyjątkowego, i umówił się na pierwszy w życiu skok ze spadochronem na czwartek, 15. sierpnia. Święto Wojska Polskiego 2013 i Matki Boskiej Siewnej stało się dla niego niezapomnianym świętem osobistym. Zanim poszybował wolny jak ptak, przeszedł 20-minutowe przeszkolenie. - Największe wrażenie, kiedy serce podchodzi do gardła, robi moment wyskakiwania z samolotu, którym wznosiliśmy się na wysokość czterech tysięcy metrów przez jakieś dwadzieścia minut – opowiada z przejęciem podniebny śmiałek. - Po wyskoku przez jakąś minutę leci się z prędkością 200 kilometrów na godzinę, a dopiero potem około sześciu minut szybuje się nad ziemią. Po otwarciu spadochronu na wysokości około dwóch kilometrów poczułem się wolny jak ptak. Miałem poczucie całkowitej swobody, radości, szczęścia...
Z podniebnej krainy oglądał Zalew Zegrzyński, Warszawę, Pułtusk, a myślami odleciał nad Narew, do Łomży i rodzinnej Ostrowi Mazowieckiej... Jego wyczyn budzi i podziw, i zazdrość „szczurów lądowych”, które nie zdobyły się przez dziesiątki lat na taką spontaniczną próbę zarówno odwagi, jak i siły nerwów i charakteru. Jarek Kaja stracił władzę w nogach nie w wyniku wypadku, tylko tajemniczej choroby. - Dwadzieścia lat temu nagle przestałem chodzić i lekarze dotąd nie wiedzą, co mi się stało – wyjaśnia. - Mam pastyczny niedowład kończyn dolnych o nieustalonej etiologii.
Ze względu na pracę, odważny informatyk przeniósł się na stałe trzy lata temu z rodzinnej Ostrowi Mazowieckiej do Łomży, gdzie został serwisantem sprzętu komputerowego. - Tego lotu nie da się opisać słowami, ani tego, co po trzydziestu trzech latach wreszcie przeżyłem – podsumowuje z uśmiechem Jarek Kaja. - To każdy powinien sam przeżyć, żeby poczuć niezwykle silne i piękne emocje oraz żeby mieć w pamięci niezapomniane chwile. Po prostu: adrenalina nie z tej ziemi!
Mirosław R. Derewońko