Bociany już lecą...
13 marca w 2008 roku, 17 marca w 2009, 21 marca w 2010 roku przylatywał pierwszy bocian do podłomżyńskiego Kalinowa. Jest połowa marca i nawrót zimowej aury - kilkanaście centymetrów śniegu i -13 stopni Celsjusza dziś o poranku - nie może przysłonić pytania, gdzie są nasze bociany...? - Być może, niektóre są już na południu Polski albo w krajach na południe od naszego kraju Zwykle, niezależnie od kaprysów pór roku, boćki w naszym regionie pojawiają się około 26. – 27. marca – uspokaja Mariusz Sachmaciński, dyrektor Łomżyńskiego Parku Krajobrazowego Doliny Narwi. Mają zatem jeszcze parę dni, a synoptycy zapowiadają, że po niedzieli powinno się już ocieplać.
Bociany są przywiązane do miejsca swego urodzenia i chętnie łączą się w wierne sobie pary.
- Bociany dorzucają każdego roku do gniazd to, co uznają za wartościowy budulec, i wcale nie muszą to być tylko gałązki, dlatego gniazda wyglądają czasem jak kopce – wyjaśnia Mariusz Sachmaciński. - Mogą ważyć nawet 300 kilogramów i często są w nie utkane jakieś śmieci, torebki foliowe albo sznurki. Warto sprawdzić stan gniazda, nie tylko ze względu na zagrożenie dachu albo platformy czy przewodów na słupie. W sznurki nierzadko wplątują się chcące opuścić siedzibę i dorosłe, i młode osobniki.
Na dniach pojawiły się kilka razy w mediach informacje, że ktoś gdzieś widział już bociany. Ale że mogłoby to zdarzyć się już teraz nad Narwią czy Biebrzą, dyrektor mocno powątpiewa. Przypuszcza, że przygodni obserwatorzy może widzieli żurawie.
Kolejna zagadka zawiera się w pytaniu, czym mogliby pożywić się u nas biało-czarni podróżnicy, skoro żab ani widu, ani słychu. Nic nie szkodzi: w Afryce bociany tak się najadły szarańczakami i i innym robactwem, że mają wystarczający zapas energii w tkance tłuszczowej. Mogą poczekać, aż puszczą lody, kiedy łąki zalewowe i pola uprawne zamienią się w swoisty stół biesiadny, czyli faktycznie w teren łowiecki.
Najpierw przylecą tylko samce, żeby sprawdzić terytorium i stan swego gniazda albo zacząć budować nowe. Ich partnerki przylecą jakieś dwa tygodnie później już „na gotowe”.
Mirosław R. Derewońko