Punkowa jesień z Babayagą
28 lat temu byli sensacją festiwalu w Jarocinie oraz zwycięzcami warszawskiego przeglądu „Poza kontrolą”, stając się jedną z największych nadziei polskiego niezależnego rocka. Dalszą karierę zakłócały im liczne problemy i tragedie, ale od dwóch lat Babayaga – dawniej Babayaga Ojo – istnieje w odmłodzonym składzie i nadrabia stracony czas. Pierwszy koncert poznańskiego zespołu w Łomży był czymś wyjątkowym zarówno dla publiczności jak i dla muzyków – zwłaszcza dla basisty, na którym słuchacze wymogli zagranie… solówki, co w buntowniczym punk rocku jest wyjątkowo rzadkim zjawiskiem. – Pierwszy raz mi się to zdarzyło! – nie kryje zdziwienia basista Kóbeł. – Generalnie nie byłem nawet na to przygotowany, ale zagrałem – w końcu kilka lat już się gra. To była totalna improwizacja i było super, graliśmy jak na próbie, tyle, że z udziałem publiczności!
Babayaga Ojo w pierwszej połowie lat 80. ubiegłego wieku tworzyła, wraz z takimi grupami jak Dezerter, TZN Xenna, Moskwa czy Siekiera, silną scenę punkową w Polsce, będącą w opozycji przeciwko komunistycznemu reżimowi. Stąd brały się problemy z normalnym funkcjonowaniem tych grup, koncerty niemal wyłącznie na alternatywnych festiwalach czy przeglądach oraz wydawaniem przez nie płyt. Dlatego zespół mógł rozwinąć skrzydła dopiero po zmianie ustroju, jednak pech nadal prześladował muzyków.
– Naszą największą życiową „kłodą pod nogi” było to, że Bang, założyciel Ojo, zginął w wypadku samochodowym – opowiada Kóbeł. – To nas przytłoczyło, mieliśmy chwilę przerwy, bo ciężko było nam się pozbierać po tej tragedii. W końcu ruszyliśmy z nowym składem ten jest jeszcze nowszy, dlatego zmieniliśmy troszeczkę nazwę – podkreślając, że jest nowa wokalistka, nowy bębniarz i gramy trochę inaczej, chociaż wciąż klasycznie.
Reaktywowana Babayaga nagrała płytę i ruszyła w trasę. Jednym z jej przystanków był klub PopArt w Miejskim Domu Kultury-Domu Środowisk Twórczych w Łomży.
Publiczność przyjęła zespół bardzo gorąco, a muzycy stale podkręcali tempo występu, serwując na przemian swe klasyczne utwory z lat 80., jak „Załogowcy”, „Londyn”, „Starzejesz się”, „Zadyma”, połączone z nowymi, równie bezkompromisowymi czadami, z „Politykiem”, „Ostatnim słowem” czy „Samobójstwem” na czele. Przy „Pogo” nie mogło zabraknąć jeszcze większej dawki szaleństwa niezbyt licznej, bo około 30-osobowej publiczności, a apogeum występu poznaniaków było wspomniane już basowe solo Kóbła, które przerodziło się w zaimprowizowaną na gorąco, instrumentalną kompozycję.
– Kiedy ludzie nie chcą wypuścić ze sceny to albo gramy jeszcze raz to samo, albo improwizujemy, tak jak dzisiaj – mówi wokalistka Tyśka. – I tak powstają nowe numery!
Nie spodziewałam się spotkać tu tak wielu sympatycznych ludzi. Początki nie były zachęcające, bo przyjechaliśmy i… zabłądziliśmy, a podobno nie da się zabłądzić w Łomży. Jeździliśmy więc godzinę po mieście, ale skończyło się bardzo fajnie – mam bardzo pozytywne wrażenia i chciałabym tu jeszcze wrócić!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk